Marysia + Paweł = listopadowy mikro(mega)ślub we Wrocławiu

To był jeden z tych ślubów, gdzie wszystko dzieje się spokojnie, bez presji, bez napiętego harmonogramu i miliona atrakcji. Po prostu dwoje ludzi, którzy chcą być razem — i parę najbliższych osób, które chcą być z nimi w tym momencie.Dzień zaczęliśmy w Art Hotelu.  Nikt się nie spieszył, nikt nie patrzył nerwowo na zegarek. I to było fajne — bo pozwalało naprawdę poczuć klimat dnia. Ceremonia odbyła się na Pergoli przy Hali Stulecia. Listopad zrobił swoje — chłód, szare niebo, lekki wiatr. Paweł trzymał Marysie za rękę i było wiadomo, że to wystarczy. Atmosfera była ciepła, mimo że temperatura nie wskazywała na to.Ślub był krótki, treściwy, bez zbędnych przemówień. Wszyscy byli blisko – dosłownie i emocjonalnie. Po przysiędze kilka przytulasów, trochę śmiechu, zdjęcie grupowe i jazda melexem w miasto. Po zachodzie słońca  wyskoczyliśmy jeszcze na krótki spacer po rynku. Spontan, bez ustawiania i sztucznego pozowania– po prostu Marysia i Paweł idący razem przez wieczorny Wrocław.

Takie śluby mają swój niepowtarzalny urok – bez sztucznej napinki, a pełne prawdziwości. W końcu nie trzeba nic udawać, wystarczy być sobą. I właśnie to udało się uchwycić tamtego dnia.