Z Weroniką i Łukaszem spotkaliśmy się bez wielkiego planu, bez wachlarza pozycji do odhaczenia. Miałem tylko jedno założenie – żeby fotografie opowiadały o nich. Nie o ładnych pozach, nie o „romantycznych kadrach z Pinteresta”. Chciałem pokazać ich energię, to, kim są razem – bez filtrów i szablonu.
Zaczęliśmy w ich mieszkaniu – do dyspozycji mieliśmy niewielki pokój, może dwanaście metrów i wymyślaliśmy na bieżąco różne rzeczy, czasem dziwne i głupie ale dzięki temu powstały zdjęcia takie z pomiędzy tych pomysłów. Następnie zmieniliśmy klimat na nieco bardziej industrialne otoczenie. Trochę śmiechu, trochę czułości. Dokładnie tak, jak lubię. Nie szukam idealnych póz. Szukam ludzi – ich osobowości, temperamentu, tego małego “czegoś”, co sprawia, że zdjęcia są o nich, a nie “jakieś ładne zdjęcia pary”. I właśnie dlatego warto robić sesję narzeczeńską – ale tylko wtedy, gdy oboje tego chcecie. Kiedy macie ochotę się trochę otworzyć i zaangażować. Nie dla „ćwiczenia przed ślubem”, tylko dla siebie. Bo jeśli podejdziecie do tego z luzem, to oprócz fajnych zdjęć zostanie wam po prostu dobre wspomnienie.

























